„On the road again, just can’t wait to get on the road again” – śpiewa w swoim hicie Willie Nelson. A ja nucę ten kawałek w samochodzie, bo właśnie rozpoczął się sezon, a wraz z nim wyjazdy na turnieje!
Czasem słyszę podczas rozgrywek w Polsce narzekanie rodziców, że musieli przyjechać z dziećmi z daleka. A nawet z bardzo blisko położonych miast i miasteczek. Ale przyjechać. Tak. Dziecko tenisista to dziecko, które będziecie musieli wozić, dopóki będzie ono trenować. I to jest raczej codzienność. Bo dotyczy nie tylko turniejów, ale i codziennych treningów. Nie narzekajcie zatem, tylko pakujcie walizki i w drogę!
Pakowanie walizek
Wyjazd z dzieckiem na oddalony o kilkaset kilometrów turniej w Polsce to dodatkowe wyzwanie. Nigdy nie wiesz kiedy wrócicie. Może to być krótka wycieczka, a może i dwudniowa, a nawet trzydniowa. Znam przypadek, że po całym dniu grania, gdy okazało się, że trzeba nocować, aby następnego dnia dokończyć grę – zabrakło dziecku … pidżamy. Przydałyby się jeszcze przybory do mycia, ręcznik, klapki. I mnóstwo innych rzeczy, które zabralibyśmy wiedząc z góry, że śpimy poza domem. Załóżmy zatem, że nocleg może się przytrafić nawet 200 kilometrów od domu. Bo po całym dniu grania Wasze dziecko będzie zmęczone, ale i Wy będziecie zmęczeni na tyle, że powrót i ponowny przyjazd na drugi lub trzeci dzień turnieju będzie po prostu zbyt wymagający lub niebezpieczny. Walizka mieści się w każdym bagażniku auta, nawet wtedy gdy wieziemy tam wielki termobag naszego dziecka… Lepiej więc mieć rzeczy przygotowane na ewentualny nocleg, niż kupować je w biegu w obcym mieście.
Apteczka tenisowa
Apteczka przydała się wiele razy i zawsze ją ze sobą zabieramy. Nie samochodową (ją też mamy ze sobą), ale tenisową, którą skompletowaliśmy i uzupełniamy sami. Oprócz standardowych opatrunków, bandaży (opaski dziane i elastyczne) i plastrów – koniecznie mamy przy sobie spray chłodzący na urazy, kontuzje i stłuczenia powstałe w trakcie meczu. Wozimy też żel rozgrzewający do masażu regenerującego mięśnie oraz maść przeciwbólową bengay. Tę ostatni specyfik o charakterystycznym zapachu stosujemy zresztą dość często, niwelując skutki długiego grania, zmęczenie mięśni lub bóle choćby pleców syna.
Lodówka turystyczna
Lodówkę mamy ze sobą zawsze – nawet zimą 😉 W niej przechowujemy owoce, musy, kanapki, kabanosy, ale także batony energetyczne czyli wszystko, co bardzo przydaje się w przerwach pomiędzy meczami. Dobrym rozwiązaniem jest lodówka samochodowa zasilana z gniazda zapalniczki – wtedy mamy pewność, że wszystko jest pod kontrolą i utrzymamy odpowiednią temperaturę w czasie podróży. Aczkolwiek my stosujemy schładzacze, które na czas podróży wkładamy do lodówki turystycznej w formie plecaka. Po dojechaniu do celu po prostu zabieramy taki plecak ze sobą na turniej i jest to dość wygodne, choć wymaga wcześniejszego przechowywania w zamrażarce lub zamrażalniku lodówki domowej specjalnych schładzaczy. Jeśli już kupować lodówkę elektryczną do samochodu, to chyba taką, która także … grzeje. W tym przypadku można nawet utrzymywać temperaturę potrawy do 65 stopni Celsjusza.
Dotarcie do celu
Przed wyruszeniem w drogę warto także postudiować opis miejsca, do którego zmierzamy po raz pierwszy. Nieraz już zdarzyło nam się dotrzeć na turniej pod wskazany przez GPS adres i ze zdziwieniem odkryliśmy, że stoimy przed cmentarzem, blokiem mieszkalnym, placem zabaw lub halą targową, a korty, hala lub cały obiekt sportowy jest całkiem dobrze ukryty lub znajduje się „nieco” dalej. W momencie gdy brakuje czasu i zależy nam na precyzyjnym dotarciu jak najszybciej – każda taka informacja zdobyta wcześniej lub choćby widok obiektu zapamiętany ze zdjęcia z Internetu ułatwia odnalezienie celu. Dobrze jest też rozpoznać „w boju” okoliczne sklepy spożywcze, restauracje i apteki – wszystko to może nam się przydać w trakcie turnieju, gdy nagle bardzo szybko będziemy musieli się zaopatrzyć między meczami.
Można pewnie pisać dziesiątki innych rad, wskazówek, ale jak wiadomo podróże kształcą, więc jeżdżąc z dzieckiem na turnieje do innych miast stale się uczymy, więc tej wiedzy i doświadczeń przybędzie każdemu z nas w miarę upływu czasu, a wszystko przyda się kiedyś, za kilka lat, gdy wyruszymy z naszym dzieckiem (oby – czego wszystkim nam życzę) na podbój Europy 🙂 Jeśli macie jednak jakieś przemyślenia i swoje patenty – i chcecie się nimi podzielić – zapraszam do komentarzy.